Stało się, chociaż wcale tego nie planowałam. Byłam jak najdalsza od
takich zamiarów. A jednak. Chociaż nie tylko ja jestem za to
odpowiedzialna. Mój mąż też miał w tym swój udział i była to nasza wspólna decyzja, lecz impuls wyszedł ode mnie. I jak
ja się teraz wytłumaczę?
Nie planowałam, a kupiłam. Sporego białego baranka (z ceramiki, nie
żywego), duże ceramiczne białe jajo - malowane w zielone źdźbła trawy -
oraz ceramiczną miskę w kształcie skorupki jajka. Też niemałą.
Właściwie to wszystko wcale nie było mi potrzebne. Mam
różności z minionych lat, całkowicie wystarczające, żeby ozdobić mieszkanie na Wielkanoc. Ale jednak nie potrafiłam się oprzeć.
Zasadniczo lubię rzeczy dawne i trwałe. Niektóre moje meble, naczynia i sztućce
służą już czwartemu pokoleniu użytkowników, parę drobiazgów jest jeszcze
starszych. Nie mam też skłonności do gromadzenia durnostojek; ładne powinny być przedmioty użytkowe - nieważne, lampa to czy zegar, narzuty albo poduszki, o meblach już nie wspominając.
Zasada prosta i racjonalna, a tak naprawdę - co z niej wynika na co dzień? Jak się ma do tego ceramiczne, malowane jajo?
Dekoracje bożonarodzeniowe i wielkanocne podkreślają
uroczysty charakter tych kilku dni
i bardzo dobrze mieszczą się w tradycji, która nakazuje nie tylko wysprzątać, ale i przyozdobić dom na czas świąt. Co jednak można powiedzieć o rogu, bawolim chyba, do tego krętym, chociaż niezbyt długim? Pojemność - 300 ml, czyli spory kubek.
Róg, owiązany rzemykiem i przypięty do paska, może służyć jako naczynie
do picia na festiwalach średniowiecznych. I służy. Co prawda, równie
użyteczny byłby zwykły kubek, najlepiej metalowy, ale nie byłoby to
stylowe. Róg, to co innego, chociaż nie ma podstawki z uchwytem i jeśli
jest napełniony, trzeba ciągle trzymać go w ręku. Niezbyt to wygodne,
ale czy ktoś twierdził, że w średniowieczu było wygodnie?
Róg, od biedy,
da się zaliczyć do wyposażenia turystycznego. Mają inni płetwy i maski,
mają i miłośnicy średniowiecza swój ekwipunek. Lecz jak należy traktować
rozmaite kawałki skał i kamieni, które też trzymam w domu? Gdybym
była chociaż prawdziwym zbieraczem-hobbystą... A ja po prostu lubię
odwiedzać giełdy i wystawy minerałów. Nie tylko ze względu na biżuterię
(moje najładniejsze korale i
naszyjniki pochodzą właśnie stamtąd), lecz również dlatego, że minerały mają w sobie coś
pociągającego. Różnorodność form i barw. Nawet te nie poddane żadnej
obróbce, kruche i nie nadające się do jubilerstwa, potrafią wyglądać
niezwykle. Dlatego czasem je kupuję. Surowe i
oszlifowane. Kwarc różowy i dymny; kwarcowe tygrysie i bawole oko;
wstęgowy, fioletowo-zielony fluoryt, seledynowy chryzopraz, migotliwy piryt... Mam też i parę własnoręcznie zebranych: różowy granit z gór Synaju czy
lawę z Etny w kilku odcieniach. Ułożyłam je na kamionkowej,
ciemnobrązowej tacce, postawiłam na parapecie pomalowanym na biało, obok
mojego biurka. Miniaturowe góry, tak zróżnicowane formą i barwami, jak żadne prawdziwe łańcuchy górskie na świecie.
I tak sobie myślę: a może w człowieku tkwi jednak potrzeba posiadania
rzeczy nieużytecznych? Oczywiście, takie upodobania można racjonalizować. Zbieranie minerałów daje się wytłumaczyć
na wiele sposobów: fascynujące twory natury, magia pierwotna, archetypy i
symbole, siła uzdrawiania, mniej lub bardziej tajemnicze właściwości,
jakie przypisuje się kamieniom szlachetnym i półszlachetnym - cały łańcuszek skojarzeń. Ale czy to na pewno tak działa?
W ostatniej
swojej książce Dominique Loreau [KLIK]
wylicza rozmaite powody, dla których ludzie gromadzą rzeczy. Wszystkie mieszczą się jednak po stronie lęków: przed biedą,
opuszczeniem, utratą, albo przynajmniej służą wytłumieniu niedobrych
wspomnień z dzieciństwa. Zadziwiające, że autorka, która z takim przejęciem pisze o estetyce dnia codziennego, w ogóle nie bierze pod
uwagę, że niektóre przedmioty można trzymać w domu, bo się po prostu podobają, nawet jeśli ich użyteczność jest wątpliwa. A przecież tyle zjawisk i rzeczy nam się
podoba w sposób całkowicie bezinteresowny. Wschody i zachody słońca.
Gwiaździste niebo. Drzewa wiecznie zielone i drzewa bezlistne. Kolor
wody. Ośnieżone góry i piaskowe wydmy. Ba, nawet chmury burzowe i
błyskawice, chociaż trudno zaliczyć je do zjawisk przyjemnych. No i
oczywiście różne wytwory rąk ludzkich. To wcale nie muszą być od razu
dzieła sztuki ani drogocenna porcelana Wedgwooda.
Mistrzowie feng-shui - i nie tylko oni - są przekonani, że wszystkie rzeczy emanują z siebie energię. Pozytywną albo negatywną. Dlatego tak wielką wagę przywiązują do tego, czym się otaczamy na co dzień, zwracając uwagę nawet na tematy obrazów, które wieszamy na ścianach. Może więc te przedmioty, które pociągają nas w sposób irracjonalny, mają po prostu dobrą energię? Pozornie nieprzydatne, kryją w sobie to "coś", co przemawia do nas na poziomie głębszym, niż rozumne postanowienia, żeby nie gromadzić niczego, co zbędne?
Radykalny minimalizm jest
oschły i pozbawiony pewnej dozy bezinteresowności oraz fantazji; sprowadza nasze relacje z przedmiotami na poziom czystej służebności. Nie ma w tym oczywiście nic złego. Tyle tylko, że jest to wyłącznie jedna strona rzeczywistości, ta racjonalna. Poza nią mieści się jednak cała gama motywacji i upodobań wcale nie takich oczywistych. Jest wśród nich również miejsce dla wielkanocnego jaja, choćby nawet było z alabastru. Nie na darmo rozmaici filozofowie uważali, że kształt jajka jest ucieleśnieniem doskonałości.
podoba mi się Twoja optyka:-)
OdpowiedzUsuńteż zbieram kamienie - nie tylko półszlachetne. ale i zwykłe otoczaki. mam też słabość do... piasku. w jednej z kuchennych szuflad trzymam kilkanaście pudełek po filmach foto, z sypkimi fragmentami różnych miejsc na Ziemi. to moja szuflada podróżniczych skojarzeń:-)
Nie wpadłam na pomysł, żeby zbierać piasek, może dlatego, że lubię coś z tych moich zbiorów nosić w torebce, a z piaskiem byłby kłopot :) Natomiast otoczaki - jak najbardziej, tyle, że niewielkich rozmiarów. Leżą pośród tych oszlifowanych.
UsuńJajko jest bardzo ładne :) Też bym się na takie skusiła.
OdpowiedzUsuńW życiu najważniejsze jest wybierać to, co dobre jest dla mnie, a nie dla kogoś innego :) także książka to jedynie wskazówka.
Kiedy po tygodniu znów zajrzałam do tego sklepu, nie było już ani baranków, ani jaj. Najwyraźniej się spodobały :)
Usuńbaranek może też posłużyć jako element szopki na Boże Narodzenie, miska ma wielorakie zastosowanie, a jajo ładne jest pop prostu :) pozdrawiam Irena
OdpowiedzUsuń"Stało się, chociaż wcale tego nie planowałam"
OdpowiedzUsuńA cóż to by było za życie jeśli wszystko byśmy wykonywali tylko zgodnie z planem?!
Niech żyje spontaniczność i odrobina (albo więcej) szaleństwa!:)
Rację masz, do tego po stokroć :D O tym planowaniu wspomniałam dlatego, że narzuciłam sobie ostry reżim, jeśli chodzi o zakupy, a tu wystarczyło trochę białej ceramiki i moja silna wola gdzieś się ulotniła...
Usuń